Wpis pochodzi z mojego newslettera z 31 stycznia 2022 roku. Wtedy po raz kolejny zafundowałam sobie styczeń z jogą, tzw. YOGAnuary i każdego dnia przynajmniej 30 minut przeznaczałam na praktykę. Podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami, które nie tylko dotyczą jogi.
Kiedy czytasz tego maila, ja jestem już po moim trzydziestym pierwszym z trzydziestu jeden dni praktyki jogi. Zakładam, że wymyślam teraz, jak świętować wypełnienie wyzwania, które postawiłam sobie w styczniu. To był mój trzeci rok z rzędu, kiedy zdecydowałam się na to wyzwanie, ale mam wrażenie, że pierwszy tak świadomy. Zrobiłam to po raz kolejny z trzech powodów:
Czułam, że chcę wrócić do jogi, a idea YOGAnuary (yoga + January = styczeń z jogą) była dobrym pretekstem, by podkręcić regularność praktyki (a praktyka = praca z oddechem, ćwiczenia fizyczne, medytacja)
Wiedziałam, że w styczniu nie czekają mnie wyjazdy, goście, ani zaplanowane, energetycznie wymagające działania, dlatego uznałam, że to dobry moment na uporządkowanie i pielęgnację dobrych nawyków.
Znam się już trochę i rywalizacja oraz wyzwania są czymś, co działa na mnie mobilizująco. Kiedyś działało to też destrukcyjnie, a teraz uczę się, żeby tak nie było – ale o tym za chwilę.
Piszę ten list do Ciebie z taką myślą, że może odnajdziesz w tym wszystkim inspirację do wprowadzenia u siebie większej regularności albo rozpoczęcia czegoś nowego lub powrotu do tego, co Ci służy, ale gdzieś zagubiła się Twoja chęć do pielęgnowania tego. Bo właśnie tak było u mnie z jogą (i kilkoma innym rzeczami), a czuję że mój YOGAnuary to zmienił!
Moje wnioski
Ustal priorytet(y)
No bez tego się nie obejdzie. Często mówimy o priorytetach w liczbie mnogiem, a ja tak sobie myślę, że w zasadzie to jedna rzecz może stać się tą „najważniejszą”. Dlatego postawiłam sobie, że każdego dnia moim priorytetem w wolnym czasie są: ćwiczenia na macie (min 30 minut) + medytacja (min 10 minut). A to oznaczało, że aby trzymać się mojego postanowienia, zamiast odcinka serialu czy przeglądania social mediów, wybierałam jogę. A dopiero potem serial 😉
Intencja = po co to robisz?
Warto być świadomym, po co w ogóle coś chcemy robić, bo wraz z tym rodzi się większa motywacja wewnętrzna i chęć do trwania w postanowieniu. O mojej intencji przypominałam sobie codziennie, a szczególnie była pomocna w takich dniach, w których traciłam motywację, a raczej włączał mi się tryb „eh, nie chce mi się…”. A potem przypominałam sobie, po co to robię, i ten stan mijał albo przynajmniej znajdywałam zajawkę, by stanąć na macie, a potem już szło z górki.
Plan to fundament
Wspomniałam już, że styczeń był dla mnie dobrym czasem, bo każdy dzień mógł być w miarę powtarzalny. Jednak szczególnie na początku zauważyłam, że jeśli zostawiałam przestrzeń na spontaniczność, co do tego kiedy będę praktykować, to przychodziło mi to z większą trudnością, bo: było już późno, byłam głodna, byłam zmęczona, było zimno (…). I gdy te wymówki się pojawiały, to czułam, jakbym walczyła zamiast czerpać z tego procesu, w który sama siebie włożyłam. Dlatego uznałam, że dzień wcześniej będę planować te moje minimum 40 minut praktyki. Uwzględniałam poranne nagrywanie podcastów z gośćmi z różnych stref czasowych, zdzwonki z klientami, wyjazdy do innego miasta, czy bardziej leniwe weekendy w łóżku. No i powiem Ci – eureka! Nagle wymówek było jakby mniej, bo po prostu dzień wcześniej wiedziałam, jak sobie rozłożę wszystko w ciągu dnia.
Im mniej improwizacji, tym lepiej
W sumie to po kilku dniach od działania z planem zrozumiałam, że najlepiej praktykuje mi się od razu po obudzeniu, a w weekendy po południami. I tak zostało do dzisiaj, a ja ograniczyłam do minimum myślenie o praktyce, bo miałam stały rytm. Wyjątki od tej reguły naliczyłam przez cały miesiąc cztery, więc łatwo było sobie z nimi poradzić, gdy wcześniej zadbałam o nie.
Poddaj się… komuś/czemuś
Ten punkt łączy się z poprzednim, a w zasadzie wszystkie te punkty jakoś tak się uzupełniają. Od początku wiedziałam, że im mniej będę musiała szukać/podejmować decyzji i właśnie improwizować, tym będzie mi łatwiej. To trochę tak, jakbym komuś mogła oddać część ciężaru tego wyzwania. Dlatego zainwestowałam 75 zł w miesięczną subskrypcję aplikacji, gdzie codziennie czekała na mnie nowa praktyka w ramach yoganuary. Wiem, że to było genialne posunięcie, bo ktoś mnie prowadził, każdego dnia czekało coś nowego, a ja nie traciłam czasu na szukanie i wybieranie.
Wykonywanie planu = ochota na więcej
Dość szybko poczułam, że dzięki planowi i „poddaniu się komuś” mam jeszcze przestrzeń na dorzucenie sobie czegoś więcej do mojego styczniowego wyzwania. Dlatego zrobiłam sobie taką listę kilkunastu rzeczy, które chcę, by towarzyszyły mi na co dzień i które nie muszą dziać się codziennie, ale fajnie jakby w miarę regularnie. Był tam, m.in.: masaż twarzy (5 minut), nauka hiszpańskiego (min 30 minut), praktyka wdzięczności (nawet kilka sekund!), branie witamin (bo czasem nie pamiętam!) i spacer (żeby codziennie się przejść). Jak widzisz część z tych rzeczy to drobnice, ale potrzebowałam, by na nowo stały się dla mnie automatycznym działaniem.
Odhaczaj!
Wizualizacja to złoto i powtarzałam to tutaj nie raz. Dlatego zapisywałam sobie każdego dnia tę listę rzeczy, które chcę, by były obecne w mojej codzienności lub kilka dni w tygodniu. Następnie po wykonaniu czegoś z listy odhaczałam zrealizowane punkty i na mnie działało to motywująco, a zarazem przypominająco (np. o witaminach!). Nie zabijałam się, by odhaczyć wszystkie punkty, ale gdy przez dwa dni nie robiłam masażu twarzy, to już trzeciego dnia miałam ochotę (i motywację), by go zrobić.
Odpuszczanie ponad ciśnięcie
Przez cały styczeń czułam się dobrze i nie wydarzyły się rzeczy, które wpłynęły znacząco na moje samopoczucie czy wewnętrzny spokój, co jakby nie patrzeć „ułatwiało” wykonanie wyzwania 31 dni z jogą. Jednak od początku wiedziałam, że moja intencja nie jest tożsama z ciśnięciem na siłę. Dlatego, gdy pierwszego dnia okresu nie czułam się zbyt dobrze, to nie miałam problemu z tym, żeby zrobić dzień przerwy, a nadrobić go, gdy będzie dzień wolny od ćwiczeń fizycznych, a jedynie z medytacją. I tak właśnie zrobiłam.
Świętuj!
Dzisiaj czeka mnie świętowanie wykonania postawionego sobie zadania, ale robiłam to też w trakcie. Po każdym zakończonym tygodniu gratulowałam sobie. W zasadzie po każdej zakończonej praktyce klepałam się po ramieniu z gratulacjami, że kolejny dzień konsekwentnie stanęłam na macie. A to dawało mi motywacji na kolejne dni.
To wszystko sprawiło, że nie czuję jakieś ulgi wraz z nadejściem lutego. Wręcz przeciwnie – czuję, że jutro, jak co rano, znowu wyciągnę matę i z przyjemnością oddam się praktyce. Dlatego polecam, przy wprowadzaniu nawyków, postarać się o to, by już proces nas cieszył, a zarazem, by mieć dla siebie to współczucie i dać sobie odpocząć, gdy tego potrzebujemy.
To o czym stale myślisz, wszystko co utrwalasz sobie w głowie codziennie, co godzinę, co minutę i wszystko w co wierzysz, koduje się w Twojej podświadomości. A skutkiem tego jest manifestacja, czyli automatyczne przyciąganie od wszechświata tego, o czym myślisz. Długo się zbierałam, żeby o tym napisać, bo wciąż mam wrażenie, że nie umiem w …
Chcesz więcej podróżować? Zastanawiasz się jak sprytnie zorganizować podróż? Zależy Ci na sprawdzonym noclegu albo klimatycznej knajpie z pysznym jedzeniem podczas Twojego urlopu? Mam coś dla Ciebie! Jeżeli na choć jedno pytanie ze wstępu odpowiedziałaś/eś „TAK”, to mam coś dla Ciebie! Coś specjalnego, dla wszystkich tych którzy kochają podróże, ale również dla tych, którzy chcą …
Codziennie przez miesiąc praktykowałam jogę – poznaj czego się nauczyłam
Wpis pochodzi z mojego newslettera z 31 stycznia 2022 roku. Wtedy po raz kolejny zafundowałam sobie styczeń z jogą, tzw. YOGAnuary i każdego dnia przynajmniej 30 minut przeznaczałam na praktykę. Podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami, które nie tylko dotyczą jogi.
Kiedy czytasz tego maila, ja jestem już po moim trzydziestym pierwszym z trzydziestu jeden dni praktyki jogi. Zakładam, że wymyślam teraz, jak świętować wypełnienie wyzwania, które postawiłam sobie w styczniu. To był mój trzeci rok z rzędu, kiedy zdecydowałam się na to wyzwanie, ale mam wrażenie, że pierwszy tak świadomy. Zrobiłam to po raz kolejny z trzech powodów:
Piszę ten list do Ciebie z taką myślą, że może odnajdziesz w tym wszystkim inspirację do wprowadzenia u siebie większej regularności albo rozpoczęcia czegoś nowego lub powrotu do tego, co Ci służy, ale gdzieś zagubiła się Twoja chęć do pielęgnowania tego. Bo właśnie tak było u mnie z jogą (i kilkoma innym rzeczami), a czuję że mój YOGAnuary to zmienił!
Moje wnioski
Ustal priorytet(y)
No bez tego się nie obejdzie. Często mówimy o priorytetach w liczbie mnogiem, a ja tak sobie myślę, że w zasadzie to jedna rzecz może stać się tą „najważniejszą”. Dlatego postawiłam sobie, że każdego dnia moim priorytetem w wolnym czasie są: ćwiczenia na macie (min 30 minut) + medytacja (min 10 minut). A to oznaczało, że aby trzymać się mojego postanowienia, zamiast odcinka serialu czy przeglądania social mediów, wybierałam jogę. A dopiero potem serial 😉
Intencja = po co to robisz?
Warto być świadomym, po co w ogóle coś chcemy robić, bo wraz z tym rodzi się większa motywacja wewnętrzna i chęć do trwania w postanowieniu. O mojej intencji przypominałam sobie codziennie, a szczególnie była pomocna w takich dniach, w których traciłam motywację, a raczej włączał mi się tryb „eh, nie chce mi się…”. A potem przypominałam sobie, po co to robię, i ten stan mijał albo przynajmniej znajdywałam zajawkę, by stanąć na macie, a potem już szło z górki.
Plan to fundament
Wspomniałam już, że styczeń był dla mnie dobrym czasem, bo każdy dzień mógł być w miarę powtarzalny. Jednak szczególnie na początku zauważyłam, że jeśli zostawiałam przestrzeń na spontaniczność, co do tego kiedy będę praktykować, to przychodziło mi to z większą trudnością, bo: było już późno, byłam głodna, byłam zmęczona, było zimno (…). I gdy te wymówki się pojawiały, to czułam, jakbym walczyła zamiast czerpać z tego procesu, w który sama siebie włożyłam. Dlatego uznałam, że dzień wcześniej będę planować te moje minimum 40 minut praktyki. Uwzględniałam poranne nagrywanie podcastów z gośćmi z różnych stref czasowych, zdzwonki z klientami, wyjazdy do innego miasta, czy bardziej leniwe weekendy w łóżku. No i powiem Ci – eureka! Nagle wymówek było jakby mniej, bo po prostu dzień wcześniej wiedziałam, jak sobie rozłożę wszystko w ciągu dnia.
Im mniej improwizacji, tym lepiej
W sumie to po kilku dniach od działania z planem zrozumiałam, że najlepiej praktykuje mi się od razu po obudzeniu, a w weekendy po południami. I tak zostało do dzisiaj, a ja ograniczyłam do minimum myślenie o praktyce, bo miałam stały rytm. Wyjątki od tej reguły naliczyłam przez cały miesiąc cztery, więc łatwo było sobie z nimi poradzić, gdy wcześniej zadbałam o nie.
Poddaj się… komuś/czemuś
Ten punkt łączy się z poprzednim, a w zasadzie wszystkie te punkty jakoś tak się uzupełniają. Od początku wiedziałam, że im mniej będę musiała szukać/podejmować decyzji i właśnie improwizować, tym będzie mi łatwiej. To trochę tak, jakbym komuś mogła oddać część ciężaru tego wyzwania. Dlatego zainwestowałam 75 zł w miesięczną subskrypcję aplikacji, gdzie codziennie czekała na mnie nowa praktyka w ramach yoganuary. Wiem, że to było genialne posunięcie, bo ktoś mnie prowadził, każdego dnia czekało coś nowego, a ja nie traciłam czasu na szukanie i wybieranie.
Wykonywanie planu = ochota na więcej
Dość szybko poczułam, że dzięki planowi i „poddaniu się komuś” mam jeszcze przestrzeń na dorzucenie sobie czegoś więcej do mojego styczniowego wyzwania. Dlatego zrobiłam sobie taką listę kilkunastu rzeczy, które chcę, by towarzyszyły mi na co dzień i które nie muszą dziać się codziennie, ale fajnie jakby w miarę regularnie. Był tam, m.in.: masaż twarzy (5 minut), nauka hiszpańskiego (min 30 minut), praktyka wdzięczności (nawet kilka sekund!), branie witamin (bo czasem nie pamiętam!) i spacer (żeby codziennie się przejść). Jak widzisz część z tych rzeczy to drobnice, ale potrzebowałam, by na nowo stały się dla mnie automatycznym działaniem.
Odhaczaj!
Wizualizacja to złoto i powtarzałam to tutaj nie raz. Dlatego zapisywałam sobie każdego dnia tę listę rzeczy, które chcę, by były obecne w mojej codzienności lub kilka dni w tygodniu. Następnie po wykonaniu czegoś z listy odhaczałam zrealizowane punkty i na mnie działało to motywująco, a zarazem przypominająco (np. o witaminach!). Nie zabijałam się, by odhaczyć wszystkie punkty, ale gdy przez dwa dni nie robiłam masażu twarzy, to już trzeciego dnia miałam ochotę (i motywację), by go zrobić.
Odpuszczanie ponad ciśnięcie
Przez cały styczeń czułam się dobrze i nie wydarzyły się rzeczy, które wpłynęły znacząco na moje samopoczucie czy wewnętrzny spokój, co jakby nie patrzeć „ułatwiało” wykonanie wyzwania 31 dni z jogą. Jednak od początku wiedziałam, że moja intencja nie jest tożsama z ciśnięciem na siłę. Dlatego, gdy pierwszego dnia okresu nie czułam się zbyt dobrze, to nie miałam problemu z tym, żeby zrobić dzień przerwy, a nadrobić go, gdy będzie dzień wolny od ćwiczeń fizycznych, a jedynie z medytacją. I tak właśnie zrobiłam.
Świętuj!
Dzisiaj czeka mnie świętowanie wykonania postawionego sobie zadania, ale robiłam to też w trakcie. Po każdym zakończonym tygodniu gratulowałam sobie. W zasadzie po każdej zakończonej praktyce klepałam się po ramieniu z gratulacjami, że kolejny dzień konsekwentnie stanęłam na macie. A to dawało mi motywacji na kolejne dni.
To wszystko sprawiło, że nie czuję jakieś ulgi wraz z nadejściem lutego. Wręcz przeciwnie – czuję, że jutro, jak co rano, znowu wyciągnę matę i z przyjemnością oddam się praktyce. Dlatego polecam, przy wprowadzaniu nawyków, postarać się o to, by już proces nas cieszył, a zarazem, by mieć dla siebie to współczucie i dać sobie odpocząć, gdy tego potrzebujemy.
Podobne posty
Prawo przyciągania – o co chodzi?
To o czym stale myślisz, wszystko co utrwalasz sobie w głowie codziennie, co godzinę, co minutę i wszystko w co wierzysz, koduje się w Twojej podświadomości. A skutkiem tego jest manifestacja, czyli automatyczne przyciąganie od wszechświata tego, o czym myślisz. Długo się zbierałam, żeby o tym napisać, bo wciąż mam wrażenie, że nie umiem w …
Niespodzianka dla wszystkich kochających podróżowanie!
Chcesz więcej podróżować? Zastanawiasz się jak sprytnie zorganizować podróż? Zależy Ci na sprawdzonym noclegu albo klimatycznej knajpie z pysznym jedzeniem podczas Twojego urlopu? Mam coś dla Ciebie! Jeżeli na choć jedno pytanie ze wstępu odpowiedziałaś/eś „TAK”, to mam coś dla Ciebie! Coś specjalnego, dla wszystkich tych którzy kochają podróże, ale również dla tych, którzy chcą …