Mam wrażenie, że słowo rutyna wywołuje dwie skrajne emocje – albo się je uwielbia albo uważa za coś wymuszonego i okraszonego poświęceniem. W tym poście opowiem Ci o moim nowym podejściu do rutyny.
No dobra, być może jest jeszcze trzecia grupa, która tę rutynę ma totalnie gdzieś i jest wyłączona na to słowo, ale… każdy z nas ma jakieś swoje rutyny – nawet jak wydaje nam się, że nie. Czy zwróciłaś/eś kiedyś uwagę na to, jak myjesz swoje ciało pod prysznicem? Albo w jaki sposób myjesz zęby, jak układasz się w łóżku przed snem albo w jaki sposób zakładasz na siebie ubranie? Każdy z nas ma wytrenowany przez lata set zachowań i sposobów działania, których nawet nie zauważa, tylko wykonuje odruchowo. Wszystko po to, aby odciążyć mózg od ciągłego podejmowania decyzji i zastanawiania się za każdym razem od nowa nad tym, jak wykonać te wszystkie powtarzalne czynności. No cóż ja uważam, że rutyny pomagają organizować życie codzienne, tworząc strukturę i porządek w działaniach. Jednak, to co dla mnie jest największą zaletą to fakt, że po prostu o pewnych czynnościach najnormalniej w świecie nie muszę myśleć, bo one po prostu są wpisane w moją codzienność.
Zła renoma rutyny
Swoją drogą, ta cała zła renoma rutyny wzięła się trochę z tego, że social mediowi twórcy (może nawet i ja!) zaczęli wywierać presję na to, jak bardzo ta rutyna powinna być rozbudowana, uduchowiona i w ogóle och i ach. I nagle ze wszystkich stron zaczęły nas bombardować przepisy na, np. „poranne rutyny”, składające się z kilkunastu punktów, do wykonania których potrzebujesz wielu dodatkowych rzeczy, a przede wszystkim czasu. No bo przecież, aby mieć dobre życie, poranek powinien składać się z ćwiczeń, medytacji, ćwiczeń oddechowych, masażu twarzy, szczotkowania ciała, spaceru, zdrowego smoothie z zielonych warzyw (tylko świeżo wyciskanych!), kilku stron książek, journalingu, głębokiej pracy i nauki języka. Uf, zmęczyłam się nawet pisząc to wszystko, ale… sama kiedyś tam byłam.
Był taki czas, że potrzebowałam wprowadzić sobie kilka nowych nawyków i uporządkować swoją rzeczywistość, no i poszłam w te poranne rutyny. I ja uważam, że one są super, tylko… gdy celem nie jest odhaczanie tych punktów, tylko radość i zajawa płynąca z tego, że te rzeczy obecne są w naszym życiu. Zdaję sobie sprawę, że na początku, aby wprowadzić nowe nawyki, trzeba się zdyscyplinować i czasem przycisnąć, ale moi Drodzy – nie wszystko na raz! A tak się często dzieje, gdy nagle z dnia na dzień chcemy odmieniać swoje życie i robić „glow up”.
Nowe podejście do rutyny
Już się umówiliśmy, że rutyny mają nam służyć – tak? Fajnie zastanowić się w ogóle, po co niektóre z nich mają być obecne w naszym życiu. Powodów może być wiele: zdrowie, lepsze samopoczucie, łatwiejsze porozumiewanie (to mój przypadek i dlatego codziennie uczę się hiszpańskiego), rozwój osobisty, a może po prostu fun czy rzucenie sobie wyzwania. Nieważne jaki jest powód – fajnie go po prostu znać, żeby pamiętać po co w ogóle robi się to wszystko. Ja w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wymuszałam na sobie niektóre rutyny, bo wydawały mi się ważne, ale w danym momencie życia wcale ich nie potrzebowałam lub po prostu nie miałam na nie przestrzeni. Jak nie miałam na nie przestrzeni to albo się do nich zmuszałam (i przeciążałam), albo miałam do siebie pretensje, że czegoś nie robię. A to wywoływało frustracje i wcale nie wpływało lepiej na moje samopoczucie czy zdrowie…
Jak tak to wszystko zaobserwowałam to zrozumiałam kilka rzeczy:
Rutyny przychodzą i odchodzą – i to jest okej!
Nie wszystko na raz – szczególnie jak chcę wprowadzić coś nowego, to skupiam się na tej jednej rutynie i dbam o to, by stała się nawykiem.
Bycie konsekwentną, ale z terminem ważności – lubię wiedzieć, że coś nie jest „na zawsze”, w związku z tym daję sobie czas na dbanie o jakąś rutynę (np. miesiąc wstawania o 6 rano) a potem czas na decyzję, co chcę z tym dalej zrobić.
W rutynie nie chodzi o to, aby ona była codziennie i za wszelką cenę. Chodzi o to, by być zdrowo konsekwentną, ale ze współczuciem wobec samej siebie.
Czasem bywa tak, że gdzieś rutyny znikają i prawdopodobnie szybko zauważy się, które z nich były wspierające. Czyli klasycznie – jak czegoś zabraknie, to się to doceni i istnieje duża szansa, że do tego wrócimy.
Fun, fun, fun – jakoś to hasło mocno się mnie trzyma od jakiegoś czasu. Nie ma co zbyt serio podchodzić do tego wszystkiego, a zrobione jest lepsze od doskonałego. Jak chcę zrobić jogę, ale czuję brak sił, to zrobię spokojną krótszą wersję, ale zrobię. Przecież nie muszę od razu być codziennie na macie po godzinie.
Znalezienie swojego „dlaczego” bardzo pomaga w trzymaniu się tych dobrych rutyn i warto sobie o tym „dlaczego” przypominać.
Rutyny mogą pomóc w utrzymaniu zdrowego trybu życia, zwiększeniu efektywności i zmniejszeniu stresu, umożliwiając przewidywalność i stabilność w codziennym funkcjonowaniu. Mogą też wjechać na banię i warto monitorować, jaką mamy z nimi relację.
Podsumowanie yoganuary
31 stycznia skończyłam po raz czwarty yoganuary, czyli 31 dni z jogą w styczniu. Wróciłam sobie do wpisu sprzed roku – Codziennie przez miesiąc praktykowałam jogę – poznaj czego się nauczyłam – i pomyślałam, że w tym roku było u mnie zupełnie inaczej. Po pierwsze postanowiłam sobie, że codziennie będę wstawać o 6 i robić od razu jogę. A ponieważ przepracowałam sobie wcześniej kwestie porannego wstawania i moich przekonań, to ten punkt nie sprawiał mi problemu. Przy łóżku miałam od razu gotowy strój do jogi, a w pokoju czekała na mnie rozłożona mata (dzięki Mężu!). Taki tryb zdjął ze mnie ciężar myślenia o tym, kiedy mam zrobić jogę. Po drugie, w tym roku nie miałam ani jednego dnia zwątpienia – po prostu robiłam swoje. Zero kryzysu, odkładania na potem, trudnych chwil. Myślę, że to efekt tego, jak sobie te sprawy poukładałam w głowie i zrozumienia mojego „dlaczego to robię”. Po trzecie – joga to było moje jedyne zadania o poranku i po jej zrobieniu miałam w głowie myśl, że jest 7, a ja już odniosłam całkiem spore zwycięstwo. I na koniec – w końcu poczułam, że nie jest to punkt z listy do odhaczenia, tylko coś, co chcę by tak naprawdę, naprawdę było obecne w moim życiu. Tak jak mycie zębów czy buziak na dobranoc.
W tym wpisie przychodzę z nagraniem, które trwa jedynie 9 minut, ale może „wyrządzić” sporo dobrego dla Twojej głowy. Zamiast czytania, odsyłam do słuchania. Szukałam w miniony piątek inspiracji, jakieś energii do tego, by spojrzeć na swoje myśli trochę w inny sposób. Było mi ciężko, czułam się przytłoczona, zbyt mocno odczuwałam wszystko to, co spadało …
Dlaczego warto posłuchać: Poszukajmy odpowiedzi na pytanie skąd czerpać motywację, ale taką motywację, która jest zdrowa i wspierająca. Opowiadam o dwóch rodzajach motywacji, jak one działają i dlaczego lepiej zainwestować w jedną z nich. Dowiesz się również o tym, co Ty możesz zrobić, by lepiej zrozumieć, co Tobą kieruje i jaki jest mój sposób, aby robić …
Dlaczego warto posłuchać: W tym odcinku skupimy się na tym, by zwiększyć świadomość na temat hormonów i ich wsparcia w cyklu zarówno miesięczny, jak i okołodobowym. Obalimy kilka mitów odnośnie cyklu menstruacyjnego, porozmawiamy o jego poszczególnych fazach i o tym, jak możemy synchronizować z nim odżywanie, aktywność fizyczną i nasze działania, aby czerpać więcej korzyści. …
W drugiej, ostatniej edycji Projektu PRACA, czeka na Ciebie aż 67 e-booków od czołowych twórców internetowych z branży HR, finansów, rozwoju osobistego i zmian zawodowych. Szukasz pracy, ale gąszcz ofert i wymagań Cię przeraża? Nie wiesz, jak stworzyć idealne CV i list motywacyjny, które wyróżnią Cię na tle konkurencji? Brakuje Ci pewności siebie podczas rozmowy …
O nowym podejściu do rutyny
Mam wrażenie, że słowo rutyna wywołuje dwie skrajne emocje – albo się je uwielbia albo uważa za coś wymuszonego i okraszonego poświęceniem. W tym poście opowiem Ci o moim nowym podejściu do rutyny.
No dobra, być może jest jeszcze trzecia grupa, która tę rutynę ma totalnie gdzieś i jest wyłączona na to słowo, ale… każdy z nas ma jakieś swoje rutyny – nawet jak wydaje nam się, że nie. Czy zwróciłaś/eś kiedyś uwagę na to, jak myjesz swoje ciało pod prysznicem? Albo w jaki sposób myjesz zęby, jak układasz się w łóżku przed snem albo w jaki sposób zakładasz na siebie ubranie? Każdy z nas ma wytrenowany przez lata set zachowań i sposobów działania, których nawet nie zauważa, tylko wykonuje odruchowo. Wszystko po to, aby odciążyć mózg od ciągłego podejmowania decyzji i zastanawiania się za każdym razem od nowa nad tym, jak wykonać te wszystkie powtarzalne czynności. No cóż ja uważam, że rutyny pomagają organizować życie codzienne, tworząc strukturę i porządek w działaniach. Jednak, to co dla mnie jest największą zaletą to fakt, że po prostu o pewnych czynnościach najnormalniej w świecie nie muszę myśleć, bo one po prostu są wpisane w moją codzienność.
Zła renoma rutyny
Swoją drogą, ta cała zła renoma rutyny wzięła się trochę z tego, że social mediowi twórcy (może nawet i ja!) zaczęli wywierać presję na to, jak bardzo ta rutyna powinna być rozbudowana, uduchowiona i w ogóle och i ach. I nagle ze wszystkich stron zaczęły nas bombardować przepisy na, np. „poranne rutyny”, składające się z kilkunastu punktów, do wykonania których potrzebujesz wielu dodatkowych rzeczy, a przede wszystkim czasu. No bo przecież, aby mieć dobre życie, poranek powinien składać się z ćwiczeń, medytacji, ćwiczeń oddechowych, masażu twarzy, szczotkowania ciała, spaceru, zdrowego smoothie z zielonych warzyw (tylko świeżo wyciskanych!), kilku stron książek, journalingu, głębokiej pracy i nauki języka. Uf, zmęczyłam się nawet pisząc to wszystko, ale… sama kiedyś tam byłam.
Był taki czas, że potrzebowałam wprowadzić sobie kilka nowych nawyków i uporządkować swoją rzeczywistość, no i poszłam w te poranne rutyny. I ja uważam, że one są super, tylko… gdy celem nie jest odhaczanie tych punktów, tylko radość i zajawa płynąca z tego, że te rzeczy obecne są w naszym życiu. Zdaję sobie sprawę, że na początku, aby wprowadzić nowe nawyki, trzeba się zdyscyplinować i czasem przycisnąć, ale moi Drodzy – nie wszystko na raz! A tak się często dzieje, gdy nagle z dnia na dzień chcemy odmieniać swoje życie i robić „glow up”.
Nowe podejście do rutyny
Już się umówiliśmy, że rutyny mają nam służyć – tak? Fajnie zastanowić się w ogóle, po co niektóre z nich mają być obecne w naszym życiu. Powodów może być wiele: zdrowie, lepsze samopoczucie, łatwiejsze porozumiewanie (to mój przypadek i dlatego codziennie uczę się hiszpańskiego), rozwój osobisty, a może po prostu fun czy rzucenie sobie wyzwania. Nieważne jaki jest powód – fajnie go po prostu znać, żeby pamiętać po co w ogóle robi się to wszystko. Ja w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wymuszałam na sobie niektóre rutyny, bo wydawały mi się ważne, ale w danym momencie życia wcale ich nie potrzebowałam lub po prostu nie miałam na nie przestrzeni. Jak nie miałam na nie przestrzeni to albo się do nich zmuszałam (i przeciążałam), albo miałam do siebie pretensje, że czegoś nie robię. A to wywoływało frustracje i wcale nie wpływało lepiej na moje samopoczucie czy zdrowie…
Jak tak to wszystko zaobserwowałam to zrozumiałam kilka rzeczy:
Podsumowanie yoganuary
31 stycznia skończyłam po raz czwarty yoganuary, czyli 31 dni z jogą w styczniu. Wróciłam sobie do wpisu sprzed roku – Codziennie przez miesiąc praktykowałam jogę – poznaj czego się nauczyłam – i pomyślałam, że w tym roku było u mnie zupełnie inaczej. Po pierwsze postanowiłam sobie, że codziennie będę wstawać o 6 i robić od razu jogę. A ponieważ przepracowałam sobie wcześniej kwestie porannego wstawania i moich przekonań, to ten punkt nie sprawiał mi problemu. Przy łóżku miałam od razu gotowy strój do jogi, a w pokoju czekała na mnie rozłożona mata (dzięki Mężu!). Taki tryb zdjął ze mnie ciężar myślenia o tym, kiedy mam zrobić jogę. Po drugie, w tym roku nie miałam ani jednego dnia zwątpienia – po prostu robiłam swoje. Zero kryzysu, odkładania na potem, trudnych chwil. Myślę, że to efekt tego, jak sobie te sprawy poukładałam w głowie i zrozumienia mojego „dlaczego to robię”. Po trzecie – joga to było moje jedyne zadania o poranku i po jej zrobieniu miałam w głowie myśl, że jest 7, a ja już odniosłam całkiem spore zwycięstwo. I na koniec – w końcu poczułam, że nie jest to punkt z listy do odhaczenia, tylko coś, co chcę by tak naprawdę, naprawdę było obecne w moim życiu. Tak jak mycie zębów czy buziak na dobranoc.
Podobne posty
9 minut zmieniające nastawienie
W tym wpisie przychodzę z nagraniem, które trwa jedynie 9 minut, ale może „wyrządzić” sporo dobrego dla Twojej głowy. Zamiast czytania, odsyłam do słuchania. Szukałam w miniony piątek inspiracji, jakieś energii do tego, by spojrzeć na swoje myśli trochę w inny sposób. Było mi ciężko, czułam się przytłoczona, zbyt mocno odczuwałam wszystko to, co spadało …
114: Skad czerpać motywację?
Dlaczego warto posłuchać: Poszukajmy odpowiedzi na pytanie skąd czerpać motywację, ale taką motywację, która jest zdrowa i wspierająca. Opowiadam o dwóch rodzajach motywacji, jak one działają i dlaczego lepiej zainwestować w jedną z nich. Dowiesz się również o tym, co Ty możesz zrobić, by lepiej zrozumieć, co Tobą kieruje i jaki jest mój sposób, aby robić …
#99 Zrozum lepiej swój cykl miesięczny
Dlaczego warto posłuchać: W tym odcinku skupimy się na tym, by zwiększyć świadomość na temat hormonów i ich wsparcia w cyklu zarówno miesięczny, jak i okołodobowym. Obalimy kilka mitów odnośnie cyklu menstruacyjnego, porozmawiamy o jego poszczególnych fazach i o tym, jak możemy synchronizować z nim odżywanie, aktywność fizyczną i nasze działania, aby czerpać więcej korzyści. …
Projekt PRACA powraca ostatni raz!
W drugiej, ostatniej edycji Projektu PRACA, czeka na Ciebie aż 67 e-booków od czołowych twórców internetowych z branży HR, finansów, rozwoju osobistego i zmian zawodowych. Szukasz pracy, ale gąszcz ofert i wymagań Cię przeraża? Nie wiesz, jak stworzyć idealne CV i list motywacyjny, które wyróżnią Cię na tle konkurencji? Brakuje Ci pewności siebie podczas rozmowy …