Śmiało mogę zaryzykować tezę, że każdy z nas czegoś się boi, a odczuwanie strachu wpisane jest w nasze funkcjonowanie. Zapewne gdyby nie ten strach, to przetrwanie ludzkości stałoby pod wielkim znakiem zapytania. I tak ludzie pierwotni, gdy ten strach odczuwali, mogli podjąć decyzje o ucieczce lub znalezieniu schronienia. Jak zbliżało się niebezpieczeństwo, to włączał się u nich instynkt przetrwania i podejmowali działania mające zwiększyć ich bezpieczeństwo. Tak samo my teraz, gdy pojawia się to znane każdemu uczucie, próbujemy zrobić wszystko, by uchronić siebie przed czymś niedobrym. czego się boisz
Myślę, że druga teza, której postawienie mogę zaryzykować, brzmi: każdy z nas boi się czegoś innego. W dodatku u każdego z nas skala strachu jest różna. Mamy jakiś wspólny zbiór strachów, jednak część z nich jest indywidualna i bardzo często ma swój początek w dzieciństwie. To czego się boimy wywodzi się również z tego, z jakimi doświadczeniami przyszło nam się mierzyć w życiu. Dlatego też, mając tą świadomość, daleka jestem od oceniania tego, czy czyjś strach jest uzasadniony czy nie.
Stach i lęk
Dobrze wiedzieć, że w terminologii psychologicznej istnieją dwa rodzaje uczuć, które możemy podciągnąć pod pytanie “czego się boisz?”. Z jednej strony mamy strach – to uczucie jest uzasadnione realnym niebezpieczeństwem. Z drugiej strony jest lęk i on już uzasadniony nie jest – ma charakter irracjonalny. W książce “Czując” Agnieszki Jucewicz (polecam!) czytałam taki dobry przykład. Lęk jest wtedy, gdy idziemy do windy i wyobrażamy sobie, że ktoś nas napadnie, choć nie ma to żadnego uzasadnienia. To tylko nasza wyobraźnia kieruje nas do tych rozmyślań.
Mając świadomość tego rozróżnienia doznawanych przez nas uczuć, warto zastanowić się nad tym czego się boimy. Na ile te strachy są uzasadnione, a na ile są wymówkami, które blokują nas przed działaniem. Tak – wymówkami. Wykształciliśmy w sobie mechanizm znajdowania 1001 powodów na to, by czegoś nie zrobić. Zachęcam Was do przeanalizowania tego, ile razy w ciągu dnia mówicie sobie: “Zrobiłabym to, ale…”, “Poszłabym, ale…”, “Też bym tak chciał, ale…”. Czy ten mechanizm nie brzmi znajomo? Warto zacząć zauważać, jak często to zdanie pojawia się u nas i po wypowiedzeniu jego powiedzieć sobie: “wymówka!”. Nie jest to najprzyjemniejsze ćwiczenie, gdy zaczyna się każde swoje działania poddawać pod wątpliwość. Ja sama brałam w takim ćwiczeniu udział i nie raz byłam po prostu wkurzona, gdy ktoś na moje uzasadnienie wykrzykiwał: “wymówka!”. Jednak z czasem sama zaczęłam zauważać, że faktycznie próbuję sama przed sobą udowodnić, dlaczego czegoś nie chcę zrobić.
Związek z samym sobą
Związek z samym sobą jest związkiem trudnym. Bo niby nie mamy kogo oszukać, niby możemy rozmawiać ze sobą o wszystkim no i przecież głupotą byłoby samemu siebie oceniać. A jednak jest coś takiego w naszych głowach, że jesteśmy pierwsi do samosądów. Jesteśmy pierwsi do tego, by włączać swojego wewnętrznego krytyka i pastwić się nad samym sobą. Tutaj znowu, bardzo często wpływ na to ma to, czego doświadczyliśmy w dzieciństwie. Te schematy zapoczątkowane w najmłodszych latach przenosimy później na relacje z innymi osobami i na relację z samym sobą.
Co ciekawe, ten wewnętrzny krytyk i siewca strachów, ma ochotę wychodzić na zewnątrz. Dzieje się to wtedy, gdy swoje obawy przenosimy na inne osoby. Ten mechanizm, wiecznie żywy, zauważam niemal każdego dnia, szczególnie odkąd przeprowadziliśmy się na Zanzibar.
Przenoszenie lęków na inne osoby
W psychologii istnieje takie pojęcia jak projekcja. Projekcją nazywamy przypisywanie cech, zachowań, uczuć oraz poglądów innym osobom, podczas gdy w rzeczywistości te rzeczy dotyczą nas samych. W kontekście strachu polega to na tym, że patrzymy na działania kogoś przez pryzmat tego, czego my się boimy.
Poza wieloma słowami uznania i gratulacjami podjęcia odważnej decyzji (o tym też będzie za chwilę) otrzymuję pytania, które są niczym innym, jak projekcją osoby je zadającej.
“Czy nie boicie się słabej opieki medycznej?” “Czytałam, że Zanzibar jest niebezpieczny. Czy Wy nie boicie się tego, że Was napadną?” “Nie boicie się samotności, będąc tak daleko od znajomych i rodziny?” “Nie boicie się, że się pozabijacie?” czego się boisz
Za każdym razem odpowiadam – gdybyśmy się tych rzeczy bali i byłyby dla nas ważne, to nie zdecydowalibyśmy się na taki krok. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z sytuacji, które mogą nas spotkać, jednak nie boimy się ich. Jak one przyjdą, wtedy stawimy im czoła. Sprawdziliśmy jak wygląda opieka medyczna, mamy wykupione porządne ubezpieczenie, na ile możemy dbamy o nasze bezpieczeństwo i wiemy, że samotni nie będziemy mając siebie. Jednym z moich ulubionych pytań, gdzie mocno widzę ten mechanizm projekcji jest właśnie pytanie: “Nie boicie się, że się pozabijacie?”. Kurcze, nawet mi to przez myśl nigdy nie przeszło w kontekście naszego związku! Kochamy się, szanujemy, dużo ze sobą rozmawiamy – przez ostatnie 6 lat nie przypominam sobie sytuacji, gdybyśmy mieli ochotę wymierzyć do siebie z broni. Moim zdaniem, w tym pytaniu, kryją się właśnie doświadczenia tej osoby i jakiś lęk.
Dlatego namawiam do kolejnej obserwacji siebie. Przed zadaniem komuś pytania warto zastanowić się czy przypadkiem właśnie nie wpadamy w pułapkę przeniesienia na kogoś swoich lęków. czego się boisz
“Jesteście tacy odważni!”
Przyznam Wam, że to zdanie wywołuje u mnie skrajne emocje. Pewnie dlatego, że nasza skala odwagi jest po prostu inna. Z perspektywy czasu, siedząc w naszym zanzibarskim domu, wydaje mi się, że to nie odwaga zaprowadziła nas tutaj. Powiedziałabym, że bardziej ciężka praca, determinacja w dążeniu do celu, otwartość na zmiany. Z drugiej strony wiem, że bez tej odwagi do podejmowania decyzji nie byłoby nas tutaj. Moglibyśmy wciąż siedzieć w naszym żoliborskim mieszkaniu i rozmyślać, że kiedyś może to się uda.
Odnośnie tej odwagi, dostałam wiele takich wiadomości od osób, które są rodzicami. Bardzo często wiązało się to z przesłaniem: “Też bym tak chciała, ale mam teraz dzieci. Może kiedyś”. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że dla mnie na ten moment odwagą jest właśnie posiadanie dzieci. I tak odpisywałam każdemu, że dziękuję, że to bardzo miło, że 3mam kciuki, aczkolwiek dla mnie Ty – rodzicu – jesteś tym odważnym. Dlatego właśnie, że zdecydowałeś się opiekować innym życiem przez tyle lat i podjąć to wyzwanie, które dla mnie jest na ten moment niewyobrażalne. Jak widzicie, na tym przykładnie, perspektywa każdego z nas jest inna. Warto czasem przyznać sobie order za odwagę. Uważam, że u każdego z nas zebrałaby się niezła kolekcja.
Dwa pytania z wielką mocą
Wspominałam o nich nie raz, a one idealnie wpasowują się w temat “czego się boisz”. Zanim mechanizm wymówek rozhula się w naszej głowie na dobre, polecam zadać sobie dwa pytania:
Co bym zrobił, gdybym się nie bał? Co najgorszego może się wydarzyć?
Te dwa pytania nauczyły mnie dostrzegać, kiedy mam doczynienia ze strachem a kiedy z nieuzasadnionym lękiem. Nie jest tak, że zawsze miałam takie podejście. Podczas studiów miałam dość mocne stany lękowe i bałam się zostawać sama w mieszkaniu. Czasami przez cały dzień nie wychodziłam z łóżka, bałam się zajrzeć do drugiego pokoju, a dźwięk lodówki powodował, że się wzdrygałam. Gdy zamieszkałam sama, zdarzało się, że pół nocy nie mogłam zasnąć, bo wyobrażałam sobie straszne rzeczy. Udało mi się te lęki przepracować i teraz, gdy czuję, że mogą nadejść zadaję sobie właśnie te dwa pytania. Jednak nie są one tylko narzędziem do walki z lękami. Są one drogą do znalezienia innych, alternatywnych rozwiązań. Na swoim przykładzie widzę, że pomagają w podejmowaniu decyzji i otwarciu się na nieznane.
W kontekście naszej przeprowadzki nie raz odpowiadaliśmy na te pytania. Ustaliliśmy, że w najgorszym wypadku, gdy wynajmiemy już nasze mieszkanie, ja nie będę miała pracy, a Polska wejdzie w kolejny lockdown… przeprowadzimy się po prostu do rodziców (by zminimalizować koszty) i poczekać na zmianę. Bo ta zmiana prędzej czy później nadejdzie. Dzięki pytaniu o to, co najgorszego może się stać, poradziliśmy sobie z naszymi obawami. Mieliśmy jasny plan awaryjny.
Będzie dobrze
Wierzę w przyciąganie energii i w to, że my sami mamy spory wpływ na to co się dzieje dookoła nas. Dlatego wierzę w dobre zakończenia. Wiem, że to moje podejście jest sumą moich dobrych doświadczeń i stosunkowo niewielką liczbą tych przykrych. Wiem też, że są sposoby, by pomóc sobie przeanalizować to co siedzi w naszych głowach, przepracować trudne doświadczenia i zacząć myśleć inaczej. Jednym z najskuteczniejszych, ale i najtrudniejszych narzędzi jest terapia. Cieszę się, że coraz więcej się o tym u nas mówi i coraz więcej osób decyduje się na taki krok. Przyznam, że ja w terapii nie brałam jeszcze udziału – piszę jeszcze, bo uważam, że każdy z nas ma coś do przepracowania. czego się boisz
Wychodzę z założenia, że zdrowo jest być świadomym zagrożeń, przy równoczesnym patrzeniu z optymizmem na to co się dzieje. Zakładam, że im więcej doświadczymy (czyli zrezygnujemy z wymówek, które blokują nasze działania) tym łatwiej będzie nam podejmować kolejne wyzwania. I jasne – wraz z doświadczeniem może pojawić się więcej obaw – jednak wtedy polecam zapytać siebie, czy to strach, czy może już lęk. Dbać o siebie i pamiętać, że zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji. czego się boisz
Praktycznie nigdy nie zostawiam komentarzy. Ba! Ja nigdy nie czytam blogów. Ale chciałabym powiedzieć, że uwielbiam wasz kontent na insta i ten wpis na blogu mnie zainspirował:) Moc uścisków i życzę jeszcze więcej smacznego jedzonka na Zanzibarze <3
Rzeczywistość uzgodniona Gdy byłam dzieckiem dręczyły mnie pytania w stylu: „dlaczego krzesło nazywamy krzesłem? Skąd w ogóle pomysły, by tak ponazywać przedmioty dookoła nas i dlaczego akurat tak? Kto o tym decydował? No i czemu wszyscy to akceptują?”. Nie znalazłam wtedy odpowiedzi na to, ale teraz już wiem, że tak jest, ponieważ funkcjonujemy w pewnej, …
Nic nie musisz – wiesz o tym? Serio – nic nie musisz! Jeśli czytasz to i myślisz “jasna sprawa” to bardzo się cieszę! A jeśli nie do końca tak jest, to zapraszam Cię dalej. Bo wiesz, nie musisz wykorzystywać każdej minuty siedzenia w domu na produktywne zajęcia. Nie musisz nadrabiać zaległości, sprzątać całego domu, zostawać …
Slowletter – o co chodzi? Myśl o uruchomieniu swojego newslettera chodziło już za mną jakiś czas. Tylko nie do końca wiedziałam, co bym chciała w nim przekazywać i jaką wartość dawać dla jego odbiorców. Myśli krążyły, aż w końcu usiadłam z kartką papieru i zaczęłam od spisania tego, co jest moim celem. Od dłuższego czasu …
Na pewno znacie ten moment, kiedy zaczynacie odliczać dni do kolejnego urlopu. Zazwyczaj wiąże się on ze zmianą miejsca, z jakimś wyjazdem, z byciem przez te przysłowiowe dwa tygodnie w innym trybie. Plany na ten czas są ogromne i czasem jest to po prostu “będę spał do oporu i nic nie robił”. Czasem jest to …
Czego się boisz?
Śmiało mogę zaryzykować tezę, że każdy z nas czegoś się boi, a odczuwanie strachu wpisane jest w nasze funkcjonowanie. Zapewne gdyby nie ten strach, to przetrwanie ludzkości stałoby pod wielkim znakiem zapytania. I tak ludzie pierwotni, gdy ten strach odczuwali, mogli podjąć decyzje o ucieczce lub znalezieniu schronienia. Jak zbliżało się niebezpieczeństwo, to włączał się u nich instynkt przetrwania i podejmowali działania mające zwiększyć ich bezpieczeństwo. Tak samo my teraz, gdy pojawia się to znane każdemu uczucie, próbujemy zrobić wszystko, by uchronić siebie przed czymś niedobrym. czego się boisz
Myślę, że druga teza, której postawienie mogę zaryzykować, brzmi: każdy z nas boi się czegoś innego. W dodatku u każdego z nas skala strachu jest różna. Mamy jakiś wspólny zbiór strachów, jednak część z nich jest indywidualna i bardzo często ma swój początek w dzieciństwie. To czego się boimy wywodzi się również z tego, z jakimi doświadczeniami przyszło nam się mierzyć w życiu. Dlatego też, mając tą świadomość, daleka jestem od oceniania tego, czy czyjś strach jest uzasadniony czy nie.
Stach i lęk
Dobrze wiedzieć, że w terminologii psychologicznej istnieją dwa rodzaje uczuć, które możemy podciągnąć pod pytanie “czego się boisz?”. Z jednej strony mamy strach – to uczucie jest uzasadnione realnym niebezpieczeństwem. Z drugiej strony jest lęk i on już uzasadniony nie jest – ma charakter irracjonalny. W książce “Czując” Agnieszki Jucewicz (polecam!) czytałam taki dobry przykład. Lęk jest wtedy, gdy idziemy do windy i wyobrażamy sobie, że ktoś nas napadnie, choć nie ma to żadnego uzasadnienia. To tylko nasza wyobraźnia kieruje nas do tych rozmyślań.
Mając świadomość tego rozróżnienia doznawanych przez nas uczuć, warto zastanowić się nad tym czego się boimy. Na ile te strachy są uzasadnione, a na ile są wymówkami, które blokują nas przed działaniem. Tak – wymówkami. Wykształciliśmy w sobie mechanizm znajdowania 1001 powodów na to, by czegoś nie zrobić. Zachęcam Was do przeanalizowania tego, ile razy w ciągu dnia mówicie sobie: “Zrobiłabym to, ale…”, “Poszłabym, ale…”, “Też bym tak chciał, ale…”. Czy ten mechanizm nie brzmi znajomo? Warto zacząć zauważać, jak często to zdanie pojawia się u nas i po wypowiedzeniu jego powiedzieć sobie: “wymówka!”. Nie jest to najprzyjemniejsze ćwiczenie, gdy zaczyna się każde swoje działania poddawać pod wątpliwość. Ja sama brałam w takim ćwiczeniu udział i nie raz byłam po prostu wkurzona, gdy ktoś na moje uzasadnienie wykrzykiwał: “wymówka!”. Jednak z czasem sama zaczęłam zauważać, że faktycznie próbuję sama przed sobą udowodnić, dlaczego czegoś nie chcę zrobić.
Związek z samym sobą
Związek z samym sobą jest związkiem trudnym. Bo niby nie mamy kogo oszukać, niby możemy rozmawiać ze sobą o wszystkim no i przecież głupotą byłoby samemu siebie oceniać. A jednak jest coś takiego w naszych głowach, że jesteśmy pierwsi do samosądów. Jesteśmy pierwsi do tego, by włączać swojego wewnętrznego krytyka i pastwić się nad samym sobą. Tutaj znowu, bardzo często wpływ na to ma to, czego doświadczyliśmy w dzieciństwie. Te schematy zapoczątkowane w najmłodszych latach przenosimy później na relacje z innymi osobami i na relację z samym sobą.
Co ciekawe, ten wewnętrzny krytyk i siewca strachów, ma ochotę wychodzić na zewnątrz. Dzieje się to wtedy, gdy swoje obawy przenosimy na inne osoby. Ten mechanizm, wiecznie żywy, zauważam niemal każdego dnia, szczególnie odkąd przeprowadziliśmy się na Zanzibar.
Przenoszenie lęków na inne osoby
W psychologii istnieje takie pojęcia jak projekcja. Projekcją nazywamy przypisywanie cech, zachowań, uczuć oraz poglądów innym osobom, podczas gdy w rzeczywistości te rzeczy dotyczą nas samych. W kontekście strachu polega to na tym, że patrzymy na działania kogoś przez pryzmat tego, czego my się boimy.
Poza wieloma słowami uznania i gratulacjami podjęcia odważnej decyzji (o tym też będzie za chwilę) otrzymuję pytania, które są niczym innym, jak projekcją osoby je zadającej.
“Czy nie boicie się słabej opieki medycznej?”
“Czytałam, że Zanzibar jest niebezpieczny. Czy Wy nie boicie się tego, że Was napadną?”
“Nie boicie się samotności, będąc tak daleko od znajomych i rodziny?”
“Nie boicie się, że się pozabijacie?” czego się boisz
Za każdym razem odpowiadam – gdybyśmy się tych rzeczy bali i byłyby dla nas ważne, to nie zdecydowalibyśmy się na taki krok. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z sytuacji, które mogą nas spotkać, jednak nie boimy się ich. Jak one przyjdą, wtedy stawimy im czoła. Sprawdziliśmy jak wygląda opieka medyczna, mamy wykupione porządne ubezpieczenie, na ile możemy dbamy o nasze bezpieczeństwo i wiemy, że samotni nie będziemy mając siebie. Jednym z moich ulubionych pytań, gdzie mocno widzę ten mechanizm projekcji jest właśnie pytanie: “Nie boicie się, że się pozabijacie?”. Kurcze, nawet mi to przez myśl nigdy nie przeszło w kontekście naszego związku! Kochamy się, szanujemy, dużo ze sobą rozmawiamy – przez ostatnie 6 lat nie przypominam sobie sytuacji, gdybyśmy mieli ochotę wymierzyć do siebie z broni. Moim zdaniem, w tym pytaniu, kryją się właśnie doświadczenia tej osoby i jakiś lęk.
Dlatego namawiam do kolejnej obserwacji siebie. Przed zadaniem komuś pytania warto zastanowić się czy przypadkiem właśnie nie wpadamy w pułapkę przeniesienia na kogoś swoich lęków. czego się boisz
“Jesteście tacy odważni!”
Przyznam Wam, że to zdanie wywołuje u mnie skrajne emocje. Pewnie dlatego, że nasza skala odwagi jest po prostu inna. Z perspektywy czasu, siedząc w naszym zanzibarskim domu, wydaje mi się, że to nie odwaga zaprowadziła nas tutaj. Powiedziałabym, że bardziej ciężka praca, determinacja w dążeniu do celu, otwartość na zmiany. Z drugiej strony wiem, że bez tej odwagi do podejmowania decyzji nie byłoby nas tutaj. Moglibyśmy wciąż siedzieć w naszym żoliborskim mieszkaniu i rozmyślać, że kiedyś może to się uda.
Odnośnie tej odwagi, dostałam wiele takich wiadomości od osób, które są rodzicami. Bardzo często wiązało się to z przesłaniem: “Też bym tak chciała, ale mam teraz dzieci. Może kiedyś”. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że dla mnie na ten moment odwagą jest właśnie posiadanie dzieci. I tak odpisywałam każdemu, że dziękuję, że to bardzo miło, że 3mam kciuki, aczkolwiek dla mnie Ty – rodzicu – jesteś tym odważnym. Dlatego właśnie, że zdecydowałeś się opiekować innym życiem przez tyle lat i podjąć to wyzwanie, które dla mnie jest na ten moment niewyobrażalne. Jak widzicie, na tym przykładnie, perspektywa każdego z nas jest inna. Warto czasem przyznać sobie order za odwagę. Uważam, że u każdego z nas zebrałaby się niezła kolekcja.
Dwa pytania z wielką mocą
Wspominałam o nich nie raz, a one idealnie wpasowują się w temat “czego się boisz”. Zanim mechanizm wymówek rozhula się w naszej głowie na dobre, polecam zadać sobie dwa pytania:
Co bym zrobił, gdybym się nie bał?
Co najgorszego może się wydarzyć?
Te dwa pytania nauczyły mnie dostrzegać, kiedy mam doczynienia ze strachem a kiedy z nieuzasadnionym lękiem. Nie jest tak, że zawsze miałam takie podejście. Podczas studiów miałam dość mocne stany lękowe i bałam się zostawać sama w mieszkaniu. Czasami przez cały dzień nie wychodziłam z łóżka, bałam się zajrzeć do drugiego pokoju, a dźwięk lodówki powodował, że się wzdrygałam. Gdy zamieszkałam sama, zdarzało się, że pół nocy nie mogłam zasnąć, bo wyobrażałam sobie straszne rzeczy. Udało mi się te lęki przepracować i teraz, gdy czuję, że mogą nadejść zadaję sobie właśnie te dwa pytania. Jednak nie są one tylko narzędziem do walki z lękami. Są one drogą do znalezienia innych, alternatywnych rozwiązań. Na swoim przykładzie widzę, że pomagają w podejmowaniu decyzji i otwarciu się na nieznane.
W kontekście naszej przeprowadzki nie raz odpowiadaliśmy na te pytania. Ustaliliśmy, że w najgorszym wypadku, gdy wynajmiemy już nasze mieszkanie, ja nie będę miała pracy, a Polska wejdzie w kolejny lockdown… przeprowadzimy się po prostu do rodziców (by zminimalizować koszty) i poczekać na zmianę. Bo ta zmiana prędzej czy później nadejdzie. Dzięki pytaniu o to, co najgorszego może się stać, poradziliśmy sobie z naszymi obawami. Mieliśmy jasny plan awaryjny.
Będzie dobrze
Wierzę w przyciąganie energii i w to, że my sami mamy spory wpływ na to co się dzieje dookoła nas. Dlatego wierzę w dobre zakończenia. Wiem, że to moje podejście jest sumą moich dobrych doświadczeń i stosunkowo niewielką liczbą tych przykrych. Wiem też, że są sposoby, by pomóc sobie przeanalizować to co siedzi w naszych głowach, przepracować trudne doświadczenia i zacząć myśleć inaczej. Jednym z najskuteczniejszych, ale i najtrudniejszych narzędzi jest terapia. Cieszę się, że coraz więcej się o tym u nas mówi i coraz więcej osób decyduje się na taki krok. Przyznam, że ja w terapii nie brałam jeszcze udziału – piszę jeszcze, bo uważam, że każdy z nas ma coś do przepracowania. czego się boisz
Wychodzę z założenia, że zdrowo jest być świadomym zagrożeń, przy równoczesnym patrzeniu z optymizmem na to co się dzieje. Zakładam, że im więcej doświadczymy (czyli zrezygnujemy z wymówek, które blokują nasze działania) tym łatwiej będzie nam podejmować kolejne wyzwania. I jasne – wraz z doświadczeniem może pojawić się więcej obaw – jednak wtedy polecam zapytać siebie, czy to strach, czy może już lęk. Dbać o siebie i pamiętać, że zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji. czego się boisz
J.
czego się boisz
2 komentarze do “Czego się boisz?”
happy.avocadoo
Praktycznie nigdy nie zostawiam komentarzy. Ba! Ja nigdy nie czytam blogów. Ale chciałabym powiedzieć, że uwielbiam wasz kontent na insta i ten wpis na blogu mnie zainspirował:) Moc uścisków i życzę jeszcze więcej smacznego jedzonka na Zanzibarze <3
Small Travellers
Dziękuję, że zdecydowałaś się zostawić ten komentarz! Pozdrawiamy 🙂
Podobne posty
Jaką rzeczywistość tworzysz?
Rzeczywistość uzgodniona Gdy byłam dzieckiem dręczyły mnie pytania w stylu: „dlaczego krzesło nazywamy krzesłem? Skąd w ogóle pomysły, by tak ponazywać przedmioty dookoła nas i dlaczego akurat tak? Kto o tym decydował? No i czemu wszyscy to akceptują?”. Nie znalazłam wtedy odpowiedzi na to, ale teraz już wiem, że tak jest, ponieważ funkcjonujemy w pewnej, …
hej, nic nie musisz
Nic nie musisz – wiesz o tym? Serio – nic nie musisz! Jeśli czytasz to i myślisz “jasna sprawa” to bardzo się cieszę! A jeśli nie do końca tak jest, to zapraszam Cię dalej. Bo wiesz, nie musisz wykorzystywać każdej minuty siedzenia w domu na produktywne zajęcia. Nie musisz nadrabiać zaległości, sprzątać całego domu, zostawać …
Uruchamiam Slowletter!
Slowletter – o co chodzi? Myśl o uruchomieniu swojego newslettera chodziło już za mną jakiś czas. Tylko nie do końca wiedziałam, co bym chciała w nim przekazywać i jaką wartość dawać dla jego odbiorców. Myśli krążyły, aż w końcu usiadłam z kartką papieru i zaczęłam od spisania tego, co jest moim celem. Od dłuższego czasu …
Wakacje od życia
Na pewno znacie ten moment, kiedy zaczynacie odliczać dni do kolejnego urlopu. Zazwyczaj wiąże się on ze zmianą miejsca, z jakimś wyjazdem, z byciem przez te przysłowiowe dwa tygodnie w innym trybie. Plany na ten czas są ogromne i czasem jest to po prostu “będę spał do oporu i nic nie robił”. Czasem jest to …