Dużo się dzieje. I to nie tylko teraz, ale odkąd Internet tak bardzo wkroczył do naszej codzienności. Z każdym rokiem informacji przybywa i miejsc, z których jesteśmy nimi zasypywani, a wraz z tym przybywa również wiele lęków i ubywa spokoju. Dlatego ten odcinek dedykuję poszukiwaczom dystansu i diety niskoinformacyjnej – przynajmniej na jakiś czas.
Z dietami miałam różne historie, a co ciekawe najwięcej z nich testowałam w czasach studiów. Dieta Dukana, śródziemnomorska, DASH, semiwegetariańska i pewnie jeszcze kilka innych w tym moim portfolio by się znalazło, choć chyba najwierniejsza byłam diecie piwnej. W każdym razie to eksperymentowanie z różnymi dietami nauczyło mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że skrajności nie są dobre i totalne wyeliminowanie pewnych rzeczy na dłuższą metę nie służy mojemu organizmowi. Po drugie, że dieta może nauczyć dobrych nawyków i lepiej by była naturalną częścią mojego lifestyle’u, niż kilkutygodniowym wyzwaniem, o którego zakończeniu będę śniła każdej nocy. Dlatego już od wielu lat przyjęłam zasadę 80/20 – przez 80% czasu odżywiam swój organizm dobrze, zgodnie z tym, czego się nauczyłam, a te 20% to przestrzeń na zachcianki, niezdrowe produkty, które od czasu do czasu są naprawdę miłą odskocznią.
Piszę o tym dlatego, bo właśnie w podobny sposób staram się (jeszcze się tego uczę) obchodzić z informacjami, które dobijają się do mnie z każdej możliwej strony. 80% swojej przestrzeni w głowie rezerwuję na swoje myśli, bliskich, pracę, naukę, rozwój, a 20% na śledzenie bieżących informacji, social mediów, podcastów o stanie świata, itp. Widzę, jak dobrze robi to mojej głowie i mojej codzienności, ale widzę również, jak negatywny wpływ ma zachwianie tej proporcji.
Herbert Simon, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii powiedział: „Jest raczej oczywiste, co konsumuje informacja: uwagę odbiorców. Dlatego bogactwo informacji skutkuje ubóstwem uwagi i potrzebą efektywnej alokacji tej uwagi wśród nadmiaru źródeł informacji, które mogą ją konsumować.” – i trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Informacja konsumuje naszą uwagę i przez to mamy jej mniej na rozlokowanie w inne miejsca. Cierpią na tym nasi bliżsi, nasz samorozwój i nasze rozumienie własnych myśli. Cierpi też nasz system odpornościowy, bo wraz z kolejną przytłaczającą informacją przybywa nam stresu, który obniża odporność organizmu. Cierpią nasza kreatywność, zdolność do chłodnej oceny sytuacji, do podejmowania decyzji i czasami wręcz chęć do działania. Co ciekawe, niektóre uprzedzenia i przekonania w naszych głowach działają tak, że nawet nadmiar dobrych informacji jest dla nas niedobry. Brzmi trochę jak absurd, ale wraz z zalewem dobrych informacji i widokiem szczęścia innych, potrafią się w nas aktywować takie uczucia, jak zazdrość, podejrzliwość, apatia, złość, a nawet agresja. „No bo jak ona może być taka szczęśliwa i jak to możliwe, że jemu tak dobrze idzie?! Na pewno coś mają do ukrycia!” lub w drugą stronę: „No tak… wszystkim wszystko (!) się udaje, tylko moje życie to pasmo porażek”.
Przyznam Ci, że ja sama już jakiś czas temu straciłam zdolność do filtrowania informacji – myślę, że trochę łudziłam się, że umiem to robić, ale jednak od czasu do czasu wpadam w pułapkę nadmiaru informacji i dosłownie zaczynam wariować. Czasami, gdy zapomnę o swoich dobrych nawykach, odwiedzam z samego rana fast food informacyjny i wtedy, gdziekolwiek bym nie weszła, jestem bombardowana myślami innych z każdej możliwej strony, a po takiej srogiej serii nie potrafię już do końca dnia swobodnie wsłuchać się w swoje myśli. Dobrze jest wiedzieć, dobrze jest trzymać rękę na pulsie, ale (przynamniej dla mnie) najlepszym rozwiązaniem jest, by nie pozwolić sobie na życie na fast foodach przez całą dobę. Dlatego od czasu do czasu robię detoks informacyjny i uczę się trzymać dietę niskoinformacyjną, w ramach której panuje u mnie pięć głównych zasad:
1. Nie włączam się do świata informacji po przebudzeniu
Z ręką na sercu przyznam, że to chyba najczęściej łamana przeze mnie zasada i efekt jej złamania potrafię widzieć już po 10 minutach. Dlatego zanim jednak sięgnę po ten telefon, to zastanawiam się trzy razy. Z reguły staram się odpalać social media, informacje, wiadomości na messengerze przynamniej 3-4 godziny po obudzeniu. Przy pierwszych dniach wojny w Ukrainie nie wahałam się od razu sięgnąć po telefon, bo cała żyłam tym, co się dzieje. Tylko… co by się stało (poza moją niewiedzą), gdybym jednak nie wiedziała przez pewien czas? Czy poza tym, że mój małpi umysł będzie się zadręczać, to czy ma to wpływ na los świata? Takie sobie teraz pytania stawiam i to pomaga mi się zdystansować i poskromić w sobie potrzebę sięgnięcia do informacji, jeśli wiem, że poza moją ciekawością to nie zaspokoję żadnej innej potrzeby. A wraz z tą powściągliwością mam więcej przestrzeni dla swojej głowy, kreatywności i łapię dystans na resztę dnia. Nie mówiąc już o tym, że warto sobie odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę pierwsze, co chcemy zobaczyć po przebudzeniu to relację na IG obcej nam osoby. I mówię to ja, która na koncie Ig opiera sporą część swojej działalności.
2. Mam wyłączone wszelkie notyfikacje – to ja decyduję, kiedy gdzieś zajrzę.
Niby nic, a dla mnie game changer od lipca 2021. Wcześniej miałam większość powiadomień wyłączonych, ale w kluczowych dla mnie aplikacjach one wciąż i wciąż wyskakiwały. Zabierały moją uwagę, choć wcale nie chciałam ich w danym momencie czytać. Czasem kawałek wiadomości intrygował tak bardzo, że wchodziłam, by przeczytać całość, a skoro już weszłam to zostawałam w aplikacji na dłużej. Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie ja podejmuję decyzję, kiedy coś zrobię – a braku takiej autonomii cholernie nie lubię. Zostawiłam sobie furtkę na pilne sprawy i jeśli dzieje się coś bardzo ważnego, to moi bliscy od razu zadzwonią. Uwolniłam się od bycia na zawołanie mojego telefonu i dzięki temu, to ja decyduję kiedy wpuszczam myśli innych i informacje do mojej głowy. Pracuje mi się dzięki temu efektywniej (bo nic nie odbiera mojej uwagi) i żyje spokojniej (bo pozbyłam się FOMO).
3. Wynoszę swoją uwagę do offline – wyłączam telefon, zostawiam go w domu i świadomie pracuję z FOMO
Wiesz, co dopadło mnie po wyłączeniu wszystkich notyfikacji we wspomnianym lipcu 2021? Jedno wielkie FOMO (fear of missing out). Bałam się, że przegapię ważną wiadomość, że nie zareaguję w czas, że coś stracę i co gorsza będę tego żałować. No i… żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła, a wręcz to, że nie reagowałam impulsywnie na pewne wiadomości sprawiło, że nabrałam do nich dystansu albo były już nieaktualne w momencie ich czytania. Dotarło wtedy do mnie, że wyłączenie notyfikacji jest jak rzucenie papierosów z dnia na dzień. No fajnie, fajnie, ruch godny oklasków, ale… co dalej? Jak poradzić sobie z tą tęsknotą, pragnieniem i stratą. To był proces w mojej głowie i nie raz nerwowo sięgałam po telefon, odświeżając notyfikacje, choć robiłam to 10 minut wcześniej i obiecałam sobie, że teraz przerwa. Ale efektem tego całego procesu jest myśl, że bardziej boję się tego, co mogę przegapić w rzeczywistości, tuż obok mnie, niż tego, że przegapię jakieś informację czy relację z życia kogoś najczęściej dla mnie obcego. Ta zmiana perspektywy była dla mnie znacząca, tak samo jak duży wpływ na pozbycie się FOMO miały dni, kiedy wyłączałam telefon albo nie brałam go ze sobą. Początkowy strach przed utratą czegoś przeradzał się w coraz większą ulgę i spokój, a czas, który zyskałam zaczęłam fajnie inwestować i dzięki temu wzbogaciłam siebie wewnętrznie. W social mediach czy słuchając informacji też możemy się wzbogacać, ale jest to raczej historia w stylu „przecież cheeseburger z Mac’a jest źródłem białka!” (a o reszcie syfu nie gadajmy). Ja po prostu ostatnio wolę szoty witaminowe.
4. Mam ustawione limity na social media, które mogą mnie „ocucić”
No dobra, jak już wejdę do tego fast food informacyjnego, to ustawiam sobie limity. Co jest dość ciekawe, bo przecież sporę część czasu przeznaczam na tworzenie treści, nie na ich konsumpcję. Mimo wszystko pierwsze powiadomienie dostaję po godzinie spędzonej w aplikacji i zauważyłam, że działa to na mnie, jak kubeł zimnej wody, szczególnie w dniach, w których mało tworzę, a więcej konsumuję. Dodatkowo robię sobie w tygodniu dni z zerową obecnością w social mediach i kanałach informacyjnych. Zaczynałam od jednego dnia w tygodniu, teraz to zazwyczaj dwa albo trzy. Z perspektywy osoby, która tam tworzy być może jest to strzał w kolano, ale dzięki temu łapię dystans i czuję, że robię po prostu lepsze rzeczy. Bo moja uwaga przekłada się na tworzenie, nie na bezmyślne konsumowanie.
5. Dbam o zasadę 80/20
Jak tego potrzebuję to wejdę do internetu tylko po to, by obejrzeć content rozrywkowy albo wręcz ogłupiający. Nie oglądam żadnych TV Shows, bo mnie męczą, ale za to pół godziny spędzone w dziwnych przestrzeniach Tik Toka potrafi mi zresetować głowę. Czasem poczytam też o jakieś internetowej albo celebryckiej dramie, choć dość szybko uciekam z tamtych rejonów. Tak samo, jak zbyt wiele nie mogę słuchać pewnych ekspertów od kryptowalut i finansów, bo po godzinie mam ochotę strzelić sobie w łeb, gdyż wg nich czeka nas tylko bieda, wojny i zniewolenie przez rządy. Kiedyś śledziłam każdy wątek polityczny, teraz wręcz ich unikam, choć przeżywam niektóre wydarzenia, bo dotyczą bezpośrednio mnie lub mojej firmy. W każdym razie, gdy za bardzo się objem, to nie chcę patrzeć już na jedzenie. I tak samo mam tutaj, gdy czuję przesyt potrzebuję wrócić do mojej skorupy i wyłączyć się na chwilę, dlatego…
6. Mam porę czytania informacji, konsumowania social mediów i nie robię tego po kilka razy dziennie
W ten sposób dbam, aby nie doprowadzić siebie ani do przejedzenia, ani do głodu informacji. Czasem się udaje, czasem zupełnie polegam na tym polu – to ciągła praca ze swoją cierpliwością i silną wolą, bo jak wspomniałam małpi umysł pcha nas do tego, że musimy więcej i więcej wiedzieć, choć często już za kolejnym, podobnym newsem nie przychodzi nam nowa wiedza, a jedynie więcej strachu czy frustracji. Dobrze mi robi, gdy dawkuje sobie dostęp do informacji i gdy na raz skonsumuję ich więcej, niż gdybym, co 10 minut zaglądała, czy jest jakaś aktualizacja sytuacji. Nawet wolę story jednej osoby obejrzeć ciągiem, niż dawkować sobie pojedyncze kafelki, do których muszę potem szukać powiązania w mojej pamięci, czego dotyczyła wcześniejsza ich część. Aha, no i zaglądam do kilku, ale porządnych źródeł. Tak samo, jak ograniczyłam w social mediach konta, które chcę słuchać. I co ciekawe, niektóre osoby, które lubię prywatnie, wolę mieć wyciszone na social mediach – to też jest okej!
To moje sposoby, które widzę, jak wiele mi dają i jak wiele tracę, gdy robię od tych zasad odstępstwa. Jeśli widzisz, że któryś z tych punktów chcesz wprowadzić do swojego życia, polecam zacząć od małych kroków, żeby poobserwować, jak Twój małpi rozum zareaguje na takie zmiany.
W tym wpisie przychodzę z nagraniem, które trwa jedynie 9 minut, ale może „wyrządzić” sporo dobrego dla Twojej głowy. Zamiast czytania, odsyłam do słuchania. Szukałam w miniony piątek inspiracji, jakieś energii do tego, by spojrzeć na swoje myśli trochę w inny sposób. Było mi ciężko, czułam się przytłoczona, zbyt mocno odczuwałam wszystko to, co spadało …
Dlaczego warto posłuchać: Często powtarzam, że wszelkie zmiany zaczynają się w głowie. Pewność siebie buduje się poprzez poznanie własnych możliwości i przekonanie, że jesteś zdolna/y do osiągnięcia tego, czego chcesz. Dlatego ta pewność siebie odgrywa tak kluczową rolę w procesie skutecznych zmian zawodowych i w tym odcinku pogadamy o confidence gap, o przekonaniach związanym z …
W drugiej, ostatniej edycji Projektu PRACA, czeka na Ciebie aż 67 e-booków od czołowych twórców internetowych z branży HR, finansów, rozwoju osobistego i zmian zawodowych. Szukasz pracy, ale gąszcz ofert i wymagań Cię przeraża? Nie wiesz, jak stworzyć idealne CV i list motywacyjny, które wyróżnią Cię na tle konkurencji? Brakuje Ci pewności siebie podczas rozmowy …
Dlaczego warto posłuchać: Dwa lata temu przyszła do mnie myśl, że w banałach tkwi wielka moc, tylko my często tych banałów nie doceniamy… Szukamy coraz to dziwniejszych sposobów na życie, zapominając, że rozwiązania często są na wyciągnięcie ręki. I w tym odcinku chciałabym i dla siebie, i dla Ciebie do tych banałów wrócić – wszystko …
Sześć sposobów na detoks informacyjny
Z dietami miałam różne historie, a co ciekawe najwięcej z nich testowałam w czasach studiów. Dieta Dukana, śródziemnomorska, DASH, semiwegetariańska i pewnie jeszcze kilka innych w tym moim portfolio by się znalazło, choć chyba najwierniejsza byłam diecie piwnej. W każdym razie to eksperymentowanie z różnymi dietami nauczyło mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że skrajności nie są dobre i totalne wyeliminowanie pewnych rzeczy na dłuższą metę nie służy mojemu organizmowi. Po drugie, że dieta może nauczyć dobrych nawyków i lepiej by była naturalną częścią mojego lifestyle’u, niż kilkutygodniowym wyzwaniem, o którego zakończeniu będę śniła każdej nocy. Dlatego już od wielu lat przyjęłam zasadę 80/20 – przez 80% czasu odżywiam swój organizm dobrze, zgodnie z tym, czego się nauczyłam, a te 20% to przestrzeń na zachcianki, niezdrowe produkty, które od czasu do czasu są naprawdę miłą odskocznią.
Piszę o tym dlatego, bo właśnie w podobny sposób staram się (jeszcze się tego uczę) obchodzić z informacjami, które dobijają się do mnie z każdej możliwej strony. 80% swojej przestrzeni w głowie rezerwuję na swoje myśli, bliskich, pracę, naukę, rozwój, a 20% na śledzenie bieżących informacji, social mediów, podcastów o stanie świata, itp. Widzę, jak dobrze robi to mojej głowie i mojej codzienności, ale widzę również, jak negatywny wpływ ma zachwianie tej proporcji.
Herbert Simon, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii powiedział: „Jest raczej oczywiste, co konsumuje informacja: uwagę odbiorców. Dlatego bogactwo informacji skutkuje ubóstwem uwagi i potrzebą efektywnej alokacji tej uwagi wśród nadmiaru źródeł informacji, które mogą ją konsumować.” – i trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Informacja konsumuje naszą uwagę i przez to mamy jej mniej na rozlokowanie w inne miejsca. Cierpią na tym nasi bliżsi, nasz samorozwój i nasze rozumienie własnych myśli. Cierpi też nasz system odpornościowy, bo wraz z kolejną przytłaczającą informacją przybywa nam stresu, który obniża odporność organizmu. Cierpią nasza kreatywność, zdolność do chłodnej oceny sytuacji, do podejmowania decyzji i czasami wręcz chęć do działania. Co ciekawe, niektóre uprzedzenia i przekonania w naszych głowach działają tak, że nawet nadmiar dobrych informacji jest dla nas niedobry. Brzmi trochę jak absurd, ale wraz z zalewem dobrych informacji i widokiem szczęścia innych, potrafią się w nas aktywować takie uczucia, jak zazdrość, podejrzliwość, apatia, złość, a nawet agresja. „No bo jak ona może być taka szczęśliwa i jak to możliwe, że jemu tak dobrze idzie?! Na pewno coś mają do ukrycia!” lub w drugą stronę: „No tak… wszystkim wszystko (!) się udaje, tylko moje życie to pasmo porażek”.
Przyznam Ci, że ja sama już jakiś czas temu straciłam zdolność do filtrowania informacji – myślę, że trochę łudziłam się, że umiem to robić, ale jednak od czasu do czasu wpadam w pułapkę nadmiaru informacji i dosłownie zaczynam wariować. Czasami, gdy zapomnę o swoich dobrych nawykach, odwiedzam z samego rana fast food informacyjny i wtedy, gdziekolwiek bym nie weszła, jestem bombardowana myślami innych z każdej możliwej strony, a po takiej srogiej serii nie potrafię już do końca dnia swobodnie wsłuchać się w swoje myśli. Dobrze jest wiedzieć, dobrze jest trzymać rękę na pulsie, ale (przynamniej dla mnie) najlepszym rozwiązaniem jest, by nie pozwolić sobie na życie na fast foodach przez całą dobę. Dlatego od czasu do czasu robię detoks informacyjny i uczę się trzymać dietę niskoinformacyjną, w ramach której panuje u mnie pięć głównych zasad:
1. Nie włączam się do świata informacji po przebudzeniu
Z ręką na sercu przyznam, że to chyba najczęściej łamana przeze mnie zasada i efekt jej złamania potrafię widzieć już po 10 minutach. Dlatego zanim jednak sięgnę po ten telefon, to zastanawiam się trzy razy. Z reguły staram się odpalać social media, informacje, wiadomości na messengerze przynamniej 3-4 godziny po obudzeniu. Przy pierwszych dniach wojny w Ukrainie nie wahałam się od razu sięgnąć po telefon, bo cała żyłam tym, co się dzieje. Tylko… co by się stało (poza moją niewiedzą), gdybym jednak nie wiedziała przez pewien czas? Czy poza tym, że mój małpi umysł będzie się zadręczać, to czy ma to wpływ na los świata? Takie sobie teraz pytania stawiam i to pomaga mi się zdystansować i poskromić w sobie potrzebę sięgnięcia do informacji, jeśli wiem, że poza moją ciekawością to nie zaspokoję żadnej innej potrzeby. A wraz z tą powściągliwością mam więcej przestrzeni dla swojej głowy, kreatywności i łapię dystans na resztę dnia. Nie mówiąc już o tym, że warto sobie odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę pierwsze, co chcemy zobaczyć po przebudzeniu to relację na IG obcej nam osoby. I mówię to ja, która na koncie Ig opiera sporą część swojej działalności.
2. Mam wyłączone wszelkie notyfikacje – to ja decyduję, kiedy gdzieś zajrzę.
Niby nic, a dla mnie game changer od lipca 2021. Wcześniej miałam większość powiadomień wyłączonych, ale w kluczowych dla mnie aplikacjach one wciąż i wciąż wyskakiwały. Zabierały moją uwagę, choć wcale nie chciałam ich w danym momencie czytać. Czasem kawałek wiadomości intrygował tak bardzo, że wchodziłam, by przeczytać całość, a skoro już weszłam to zostawałam w aplikacji na dłużej. Nagle zdałam sobie sprawę, że to nie ja podejmuję decyzję, kiedy coś zrobię – a braku takiej autonomii cholernie nie lubię. Zostawiłam sobie furtkę na pilne sprawy i jeśli dzieje się coś bardzo ważnego, to moi bliscy od razu zadzwonią. Uwolniłam się od bycia na zawołanie mojego telefonu i dzięki temu, to ja decyduję kiedy wpuszczam myśli innych i informacje do mojej głowy. Pracuje mi się dzięki temu efektywniej (bo nic nie odbiera mojej uwagi) i żyje spokojniej (bo pozbyłam się FOMO).
3. Wynoszę swoją uwagę do offline – wyłączam telefon, zostawiam go w domu i świadomie pracuję z FOMO
Wiesz, co dopadło mnie po wyłączeniu wszystkich notyfikacji we wspomnianym lipcu 2021? Jedno wielkie FOMO (fear of missing out). Bałam się, że przegapię ważną wiadomość, że nie zareaguję w czas, że coś stracę i co gorsza będę tego żałować. No i… żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła, a wręcz to, że nie reagowałam impulsywnie na pewne wiadomości sprawiło, że nabrałam do nich dystansu albo były już nieaktualne w momencie ich czytania. Dotarło wtedy do mnie, że wyłączenie notyfikacji jest jak rzucenie papierosów z dnia na dzień. No fajnie, fajnie, ruch godny oklasków, ale… co dalej? Jak poradzić sobie z tą tęsknotą, pragnieniem i stratą. To był proces w mojej głowie i nie raz nerwowo sięgałam po telefon, odświeżając notyfikacje, choć robiłam to 10 minut wcześniej i obiecałam sobie, że teraz przerwa. Ale efektem tego całego procesu jest myśl, że bardziej boję się tego, co mogę przegapić w rzeczywistości, tuż obok mnie, niż tego, że przegapię jakieś informację czy relację z życia kogoś najczęściej dla mnie obcego. Ta zmiana perspektywy była dla mnie znacząca, tak samo jak duży wpływ na pozbycie się FOMO miały dni, kiedy wyłączałam telefon albo nie brałam go ze sobą. Początkowy strach przed utratą czegoś przeradzał się w coraz większą ulgę i spokój, a czas, który zyskałam zaczęłam fajnie inwestować i dzięki temu wzbogaciłam siebie wewnętrznie. W social mediach czy słuchając informacji też możemy się wzbogacać, ale jest to raczej historia w stylu „przecież cheeseburger z Mac’a jest źródłem białka!” (a o reszcie syfu nie gadajmy). Ja po prostu ostatnio wolę szoty witaminowe.
4. Mam ustawione limity na social media, które mogą mnie „ocucić”
No dobra, jak już wejdę do tego fast food informacyjnego, to ustawiam sobie limity. Co jest dość ciekawe, bo przecież sporę część czasu przeznaczam na tworzenie treści, nie na ich konsumpcję. Mimo wszystko pierwsze powiadomienie dostaję po godzinie spędzonej w aplikacji i zauważyłam, że działa to na mnie, jak kubeł zimnej wody, szczególnie w dniach, w których mało tworzę, a więcej konsumuję. Dodatkowo robię sobie w tygodniu dni z zerową obecnością w social mediach i kanałach informacyjnych. Zaczynałam od jednego dnia w tygodniu, teraz to zazwyczaj dwa albo trzy. Z perspektywy osoby, która tam tworzy być może jest to strzał w kolano, ale dzięki temu łapię dystans i czuję, że robię po prostu lepsze rzeczy. Bo moja uwaga przekłada się na tworzenie, nie na bezmyślne konsumowanie.
5. Dbam o zasadę 80/20
Jak tego potrzebuję to wejdę do internetu tylko po to, by obejrzeć content rozrywkowy albo wręcz ogłupiający. Nie oglądam żadnych TV Shows, bo mnie męczą, ale za to pół godziny spędzone w dziwnych przestrzeniach Tik Toka potrafi mi zresetować głowę. Czasem poczytam też o jakieś internetowej albo celebryckiej dramie, choć dość szybko uciekam z tamtych rejonów. Tak samo, jak zbyt wiele nie mogę słuchać pewnych ekspertów od kryptowalut i finansów, bo po godzinie mam ochotę strzelić sobie w łeb, gdyż wg nich czeka nas tylko bieda, wojny i zniewolenie przez rządy. Kiedyś śledziłam każdy wątek polityczny, teraz wręcz ich unikam, choć przeżywam niektóre wydarzenia, bo dotyczą bezpośrednio mnie lub mojej firmy. W każdym razie, gdy za bardzo się objem, to nie chcę patrzeć już na jedzenie. I tak samo mam tutaj, gdy czuję przesyt potrzebuję wrócić do mojej skorupy i wyłączyć się na chwilę, dlatego…
6. Mam porę czytania informacji, konsumowania social mediów i nie robię tego po kilka razy dziennie
W ten sposób dbam, aby nie doprowadzić siebie ani do przejedzenia, ani do głodu informacji. Czasem się udaje, czasem zupełnie polegam na tym polu – to ciągła praca ze swoją cierpliwością i silną wolą, bo jak wspomniałam małpi umysł pcha nas do tego, że musimy więcej i więcej wiedzieć, choć często już za kolejnym, podobnym newsem nie przychodzi nam nowa wiedza, a jedynie więcej strachu czy frustracji. Dobrze mi robi, gdy dawkuje sobie dostęp do informacji i gdy na raz skonsumuję ich więcej, niż gdybym, co 10 minut zaglądała, czy jest jakaś aktualizacja sytuacji. Nawet wolę story jednej osoby obejrzeć ciągiem, niż dawkować sobie pojedyncze kafelki, do których muszę potem szukać powiązania w mojej pamięci, czego dotyczyła wcześniejsza ich część. Aha, no i zaglądam do kilku, ale porządnych źródeł. Tak samo, jak ograniczyłam w social mediach konta, które chcę słuchać. I co ciekawe, niektóre osoby, które lubię prywatnie, wolę mieć wyciszone na social mediach – to też jest okej!
To moje sposoby, które widzę, jak wiele mi dają i jak wiele tracę, gdy robię od tych zasad odstępstwa. Jeśli widzisz, że któryś z tych punktów chcesz wprowadzić do swojego życia, polecam zacząć od małych kroków, żeby poobserwować, jak Twój małpi rozum zareaguje na takie zmiany.
Podobne posty
9 minut zmieniające nastawienie
W tym wpisie przychodzę z nagraniem, które trwa jedynie 9 minut, ale może „wyrządzić” sporo dobrego dla Twojej głowy. Zamiast czytania, odsyłam do słuchania. Szukałam w miniony piątek inspiracji, jakieś energii do tego, by spojrzeć na swoje myśli trochę w inny sposób. Było mi ciężko, czułam się przytłoczona, zbyt mocno odczuwałam wszystko to, co spadało …
#105 Pewność siebie a skuteczne zmiany zawodowe
Dlaczego warto posłuchać: Często powtarzam, że wszelkie zmiany zaczynają się w głowie. Pewność siebie buduje się poprzez poznanie własnych możliwości i przekonanie, że jesteś zdolna/y do osiągnięcia tego, czego chcesz. Dlatego ta pewność siebie odgrywa tak kluczową rolę w procesie skutecznych zmian zawodowych i w tym odcinku pogadamy o confidence gap, o przekonaniach związanym z …
Projekt PRACA powraca ostatni raz!
W drugiej, ostatniej edycji Projektu PRACA, czeka na Ciebie aż 67 e-booków od czołowych twórców internetowych z branży HR, finansów, rozwoju osobistego i zmian zawodowych. Szukasz pracy, ale gąszcz ofert i wymagań Cię przeraża? Nie wiesz, jak stworzyć idealne CV i list motywacyjny, które wyróżnią Cię na tle konkurencji? Brakuje Ci pewności siebie podczas rozmowy …
117: Bądź! Po swojemu! Czyli czego możemy nauczyć się od motyli
Dlaczego warto posłuchać: Dwa lata temu przyszła do mnie myśl, że w banałach tkwi wielka moc, tylko my często tych banałów nie doceniamy… Szukamy coraz to dziwniejszych sposobów na życie, zapominając, że rozwiązania często są na wyciągnięcie ręki. I w tym odcinku chciałabym i dla siebie, i dla Ciebie do tych banałów wrócić – wszystko …